Coffe & Book

Coffe & Book

środa, 23 października 2013

Popołudniowa Kawa. Urodzeni jesienią

Jesienią, gdy w powietrzu rozsnuwają się pasma mgieł, woń ogniskowego dymu, a pod stopami szurają opadłe z drzew liście, całkowicie odmieniają mi się muzyczne upodobania. Mam ochotę na coś spokojnego, ciepłego, troszkę nostalgicznego, najlepiej z gitarą w tle. Coś, co pasuje do aromatu kawy, którą wypijam, zagłębiona w fotelu, opatulona miękkim kocykiem. Jesienią mam ochotę na grupę Pod Budą.

piątek, 18 października 2013

Metamorfozy...


Siedzimy z M. ona przy kubku herbaty, ja przy filiżance kawy. Ona przegląda "Skrzydła gołębicy" Jamesa i podczytuje po trochu, ja pochylam się nad "Wielką księgą fantastycznego humoru". Siedzimy sobie w przyjaznej ciszy, popijając nasze ulubione napoje, gdy nagle M. odrywa się od kontemplacji kolejnego wycyzelowanego Jamesowskiego zdania.
- I pomyśleć, że kiedyś czytywałam tylko tanie romanse... - stwierdza z zaskoczeniem.
Zerkam na nią znad krawędzi filiżanki, kuszącej kawowym aromatem.
- No cóż - odpowiadam pocieszająco - Ja kiedyś piłam cappuccino...
Ot, zmiany ^^

czwartek, 17 października 2013

Popołudniowa Kawa. Zbieractwo (nie)pospolite

To już ma nazwę. Doczekało się definicji słownikowej. Wymyślili ją Japończycy.
Nazywa się tsundoku.
O czym piszę? O tym, co ostatnio robię niemal notorycznie. Kupuję książki. Oczywiście, nie jest to żadna nowina, robię to odkąd posiadam minimum własnych pieniędzy, ale dawniej przynajmniej zakupione książki czytałam. A teraz odstawiam je na półkę, co najwyżej przejrzawszy, pomacawszy kartki i obwąchawszy papier. Książki stoją na regałach, piętrzą się w stosikach lub szwendają rozrzucone tu i tam po domu, ale nie są czytane. 

Z niewiadomych przyczyn nagle z Czytelnika przekształciłam się w Kolekcjonerkę. Nie wiedzieć kiedy liczba nieprzeczytanych własnych książek sięgnęła kilkudziesięciu i z każdym kolejnym dokupionym czy - wstyd przyznać - podarowanym woluminem, liczba ta wzrasta.Nabycie czytnika nieco przystopowało zakupowe szaleństwo, ale wcale nie przyczyniło się do zredukowania nieprzeczytanych tytułów w wiedźmim księgozbiorze. Jak tak dalej pójdzie to i emerytura okaże się czasowym deficytem. Straszne.

sobota, 12 października 2013

Niektórzy lubią poezję...

Fundacja Wisławy Szymborskiej w uroczy sposób namawia do tego, by czytać poezję. Filmik kampanii bardzo mi się podoba, wdzięczny i nienachalny. Taki wręcz... elegancki :)

wtorek, 8 października 2013

"Syknięcia podrażnionego serca" i inne cudowności

Nie wiedziała, jak i kiedy znaleźli się wśród szalonego tańca w oranżerii, gdzie od przepysznych wschodnich palm, rododendronów, pterodaktylów, cynegali i apokaliptusów trzęsła się dosłownie cała oszklona sala. Steńka w życiu swym nie widziała takich kosztowności flory. Toteż cała jeszcze pod wrażeniem cudownego  zakątka, padła zmęczona nieco upajającym walcem Straussowskim, na poręcz kryształowego krzesełka w formie wazy greckiej, które ozdabiało to bukoliczne atrium.
- Bosko tu, bosko! Hrabio - szepnęła, trzęsąc się jak w febrze.
Wtem nagle jakaś żelazna obręcz, niby wąż boa, mieszkaniec Północnej Afryki, który może spadł z daktylowej palmy, objął ją˛wokoło... Było to ramię Zenona, który klęczał jak martwy u jej stóp, szepcząc pokłony i słowa zachwytu.

- O, jakże cudną jesteś, pragnienie ty moje! Żałuję, że nie jestem w tej chwili jakimś sławnym Greuzem, malarzem rodzajowym, aby móc oddać na papierze, świętym dla tej sztuki olejem, obraz twego buziaka zmysłowego anioła.
Mówiąc to, przytulił głowę, jak przestraszone dziecko, do wytwornych wiązadeł jej dwojga kolan.


***
Stenia zbielała do koszuli, a usta jej poczerniały, jak malina zwana jeżyną.
- Wody!... szepnęła białym poszeptem. Zaległa gwałtowna cisza.
Dolary w pierwszym porywie instynktu, chcąc ratować  żonę, chciał sobie rozbić głowę o mur, lecz w drugim popędził jak szalony het, ku lokomotywie, która sapiąc jak miech wydzielała ciepłą wodę bokami, i porwawszy w garście płynu, bryznął nim w ślubne lica żony. Na dalsze zabiegi nie było już czasu, gdyż szynami wtoczył się na peron sam pociąg, dzwoniąc łańcuchami, kipiąc rondlami,
tłukąc tłokami, gwiżddżąc konduktorem, wyglądając pasażerami i wyrzucając z siebie fumy proletariackie, kłębiące się tak i siak, jak garść potępieńców. Pasażerowie poczęli włazić na siebie, zbrojni w kufry, koszałki, tobołki i opałki, krzycząc tubalnie. Lecz hrabia skinął dłonią... Motłoch zakołysał się i rozstąpił nieco pod wrażeniem oczu magnata. Lecz niejedna pięść wyszczerzyła się ku niemu nieznacznie i zaledwie hrabia Dolary miał czas zniknąć po angielsku w głębi wagonu sypialnego z przewieszoną przez ramię Stenią, gdy nad głową gwizdnął mu kufer, rzucony wprawną ręką.

- A! rozumiem - syknął hrabia w siebie - więc jednak bolszewizm!
Nadął nieco przypłaszczony tłumem cylinder, cucaąc nieprzytomną.



Cytaty te pochodzą z debiutu literackiego Magdaleny Samozwaniec, "Na ustach grzechu", będącego znakomitą parodią wiekopomnego dzieła Heleny Mniszkówny. Owych "wytwornych wiązadeł kolan", "szepczących pokłonów" czy innych równie trafnych sformułowań, rodem z kiczowatych powieścideł jest w tej książce więcej i mam niesłychany ubaw, czytając kolejne rozdziały tragedii miłosnej z udziałem Steńki Doryckiej herbu Nenufar, zubożałego hrabiego Zenona i również hrabiego, ale dla odmiany opływającego w dostatki, Dolarego Chłapickiego. W tle przewija się pyszna magnatka, "słuszna dama pewnego wieku, po której znać było, że kiedyś była młoda", kochanka Zenona - hrabina Ira, prawdziwa niemfomanka o skłonnościach sadomasochistycznych i cała galeria fantastycznie przerysowanych postaci, których potraktowane poważnie odpowiedniki można znaleźć w prozie Mniszkówny. Jednym słowem pyszna zabawa i mnóstwo pastiszowych smaczków. Idealne do popołudniowej kawy :)