Coffe & Book

Coffe & Book

niedziela, 11 maja 2014

Kawa z Jandą

Po ostatnim dwumiesięcznym poście, gdy na moim stole z konieczności królowała herbata, jeszcze bardziej doceniam filiżankę popołudniowej kawy. Delektuję się więc jej smakiem, słucham swingu, quickstepu i dżajfy, na wyciągniętych nogach trzymam książkę Krystyny Jandy "www.małpa.pl" i podczytuję leniwie. A za oknem deszcz. Niech sobie będzie. Matko, jaka cudowna niedziela! Książka, kawa, muzyka i ja.
Zrezygnowałam ze wszystkich inicjatyw, działających na zasadzie dyskusyjnego klubu książki. Świadomie. Inicjatywa sama w sobie bardzo mi się podoba i jestem za wszelkimi DKKami, które powstają w kraju, niech powstają, niech się rozwijają, życzę klubom i miłośnikom książki, by wypływali na szerokie wody dyskusji o literaturze. Problem istnieje we mnie i moim braku dyscypliny, a ponieważ wygląda na to, że jestem pod tym względem beznadziejnie niereformowalna, rezygnuję. Uwolniona od konieczności czytania tego, co muszę i powinnam, czytam zatem, co chcę. Czytam powoli, porzucam lekturę, wracam do niej, czytam na wyrywki, w cudownym poczuciu czytelniczej wolności.

Teraz na tapecie Krystyna Janda. Czytałam wcześniej wydane w formie książkowej felietony: "Moją drogą B." i "Różowe tabletki na uspokojenie" - ta ostatni pyszni się u mnie na półce w jakimś gazetowym wydaniu, w okładce barwy wściekłego, istotnie, różu. Lubię obydwie i często do nich wracam. Urzeka mnie styl autorki, jej nieokiełznana egzaltacja, rozedrganie, przesada, nic na pół gwizdka, ciągły bieg, emocjonalne zaangażowanie. Artyści chyba tak mają. Charakter aktorki przebija się z tych tekstów, podobnie jak jej światopogląd i poczucie humoru. Nie inaczej jest w "www.małpa.pl". To wybór zapisków internetowych z lat 2000-2001. Do bloga aktorki nigdy nie sięgnęłam, akurat w tamtym czasie komputer i Internet to były dla mnie dwa zupełnie obco brzmiące słowa a o istnieniu czegoś takiego, jak blog nie miałam pojęcia. Cieszę się więc, że mogłam poczytać te zapiski w formie książkowej. Podobnie jak felietony, tak i ta lektura dostarczyła mi mnóstwo przyjemności. Janda owszem bywa afektowana, ale ani razu podczas lektury nie miałam poczucia fałszu, tego, co czytam. Jej pisarstwo ma dla mnie coś niezwykle ujmującego, podobnie jak czytana przeze mnie wcześniej Ligocka, potrafi stworzyć klimat ciepła i bliskiej rozmowy, zupełnie jakby zaprosiła Czytelnika do siebie na przyjacielską pogawędkę. Lubię to poczucie intymności. Z tego, co widziałam istnieje druga część internetowych zapisków. Stanowczo stwierdzam, że obydwie "małpy" muszą kiedyś znaleźć się na moich półkach, żebym sobie mogła do nich wracać. Jak chcę i kiedy chcę!
Idę dokończyć tę kawę u pani Jandy, a Was zostawiam z pięknym cytatem z jej książki. 

Gdyby ktoś mnie zapytał co lubię robić najbardziej, co mi sprawia przyjemność, niewątpliwie jedną z rzeczy wymienionych na pierwszym miejscu byłoby czytanie książek. Co więcej, byłaby to jedna z pierwszych pozycji na liście odpowiedzi na pytania: "Co wydaje się Pani niezbędne w życiu?", "Bez czego Pani nie wyobraża sobie życia?", "Co jest dla Pani koniecznością życiową?" itd. I nie mam tu zamiaru wyjaśniać dlaczego, chcę tylko poczynić dość intymne zwierzenie: - Czytanie jest dla mnie po prostu lekarstwem. Jest antidotum na przypadłość, którą odczuwam jako śmiertelną, na.... nerwy. Mój niepokój, lęk, wątpliwości, ból istnienia, otaczające mnie bylejakość, pośpiech, partactwo, chamstwo, zabijam czytaniem. A lekiem wyjątkowo skutecznym i zaczarowanym jest "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta. To jest moja cudowna kuracja, trzymająca mnie w kondycji, ba, trzymająca mnie przy życiu. 
/K. Janda "www.małpa.pl", s. 242/