Sięgając po "Rekina z parku Yoyogi" Joanny Bator spodziewałam się tekstu o Japonii, który tak jak "Japoński wachlarz" pokazywałby ten kraj z perspektywy autorki, raczej pełen medialnych ciekawostek, niż istotnych faktów, ale za to napisany z uroczą pasją i zaangażowaniem, jakie w moim odczuciu charakteryzowały "Wachlarz". Niestety, rozczarowałam się ogromnie!
To, co otrzymałam to zlepek niepowiązanych osobistych przemyśleń na tematy różne. Japonii tu właściwie niewiele, a jeśli już się pojawia, to jest to głównie Japonia fanów anime i Murakamiego. Anime lubię, za Murakamim nie przepadam, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że "Rekin" jest niespójny, tak jakby teksty zostały dobrane zupełnie przypadkowo; zawiera rozdziały o japońskich samobójcach, cospleyerach, krzywych zębach Japonek, matsuri na cześć penisa i majtkach z automatu. Teksty ograne, opisane i do znudzenia powtarzane niemal w każdym pierwszym lepszym artykule o Japonii. Jaki to dziwny, niesamowity kraj! Świetnie, z pewnością inny, tak samo jak inne będą Włochy, Francja, czy Meksyk, ale te majtki, samobójcy i krzywe zęby już były. Nie dość, że były, to w "Rekinie" są przyczynkiem do naprawdę rażących patosem porównań Polski i Japonii. Zawsze z korzyścią na rzecz Nipponu, jakby w Polsce nie było niczego pozytywnego, za to Japonia była krajem urzeczywistnionego ideału. Niespójność widać głównie w pierwszej części, gdzie Autorka rozpoczyna od jakiegoś japońskiego dziwactwa, by przejść do kompletnie niepowiązanej konkluzji, wysnuć jakieś wzięte z kosmosu wnioski. Raziły mnie uogólnienia, raził pseudonaukowy język książki, raził mnie zaś przede wszystkim nuda, którą - ach, niestety - wieje z każdej stronicy "Rekina". Raziła mnie wreszcie - i to bardzo - powtarzalność, którą widać w kolejnych rozdziałach. Ja rozumiem, że poszczególne teksty zamieszczane były w czasopismach jako felietony, ale można je było chociaż na tyle przeredagować, by nie irytowały nawrotem fraz i objaśnień. Jedyna wzmianka, która faktycznie mnie zainteresowała to temat japońskiej sztuki współczesnej z nurtu neopopu i nazwiska jej uznanych twórców. Poza tym wynudziłam się przy "Rekinie" okropnie i nie zamierzam do tej książki wracać. Aż szkoda, że posiadam egzemplarz prezentowy, z przemiłą dedykacją, inaczej oddałabym tę książkę bez żalu do miejscowej biblioteki. A tak, nie potrafię ^^ Będzie więc stała na mojej półce obok "Japońskiego wachlarza" i innych, mniej lub bardziej udanych książek o tematyce japońskiej, jako jedna z tych najbardziej nietrafionych. No cóż. Błogosławieni, którzy nie oczekują niczego, albowiem nigdy się nie rozczarują, jak to kiedyś napisał Pope.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPewnie nie jestem obiektywna, bo na moje rozczarowanie z całą pewnością wpłynął fakt, że "Rekin" tak bardzo, w każdej warstwie, różni się od "Japońskiego wachlarza", podczas gdy ja spodziewałam się, co najmniej, kontynuacji stylu ^^ Ale jakoś nie mogę dostrzec w tej książce niczego istotnego, niczego, co byłoby warte zadrukowania papieru, na którym została wydana, nawet jeśli to papier ekologiczny ^^
OdpowiedzUsuń